sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 5

      Dotarcie z Central Parku na Upper East Side jeszcze nigdy nie zajęło jej tak mało czasu. Najczęściej spacer zajmował jej około dziesięciu minut, ale tym razem biegła zatrzymując się jedynie na przejściach dla pieszych i tak była pod swoim wieżowcem po niecałych pięciu minutach. Jakby to miało pomóc jej uciec od poczucia winy i wrażenia skołowania. Jakiś głosik w jej głowie cały czas mówił, że okłamała Alana. Ale co miała zrobić? Przecież nie mogła mu powiedzieć. Może nie była do końca pewna czy go okłamała, chyba po prostu nie powiedziała mu prawdy, co nie zmieniało faktu, że i tak czuła się z tym okropnie. On nigdy by jej nie okłamał, nigdy! Tylko tak czy tak nie mogła postąpić inaczej. On był Przyziemnym, nie powinien wiedzieć, oczywiście nie chciała go narażać. Wciąganie jeszcze jego w tą historię byłoby z jej strony aktem czystego egoizmu.
      - Smerfie? - Jace ściągnął ją na ziemię delikatnie szturchając ją w bok. Spojrzała na niego wzdychając cicho. Szedł obok niej sprawiając wrażenie obojętnego na dosłownie wszystko. Niechętnie musiała przyznać, że jej pierwsze wrażenie odnośnie niego było jak najbardziej prawdziwe. Jace przypominał jej anioła. Jego włosy w świetle słońca wydawały jej się złote, oczy były w tym samym kolorze, a kiedy udało jej się przyjrzeć im dokładniej była prawie pewna, że dostrzegła w nich małe ogniki, jakby w tęczówkach chłopaka płonęły ogniska. Pod względem wyglądu był na swój sposób idealny. 
      - Smerfy znasz, mugolu? - Odpowiedziała przekornie, chociaż bez cienia jakichkolwiek uczuć w głosie. W tej chwili Jace jej zwisał i powiewał obojętnie jak bardzo irytujący starał się być. Nagle dotarło do niej, że jej obecne życie właśnie się skończyło. Alan był ostatnią, cienką więzią łączącą ją ze zwykłym światem, a przed kilkoma minutami sama ją zerwała. Zrozumiała, że względna normalność była jedynie kruchą iluzją najwyraźniej stworzoną przez jej matkę. Tylko po co? Skoro wiedziała czemu po prostu nie była szczera? I czemu nagle zniknęła zostawiając ją samą w tym nowym świecie? Dwa dni wcześniej była jedynie zwykłą dziewczyną z wybujałą wyobraźnią. Ale najwyraźniej to nie było jej życie, to nie był jej świat. 
      - Znam, całkiem przypadkowo. Poza tym ten twój Przyziemny cię tak nazwał. - Jace odpowiedział jej szybko, ale w ciągu tych kilku sekund przez jej głowę zdążyło przelecieć tysiące myśli. Uświadomiła sobie, że stała jak wryta przed drzwiami do wieżowca obracając klucze w dłoni. Zauważyła, że na słowa Jace'a Alec nagle uparcie zaczął wbijać wzrok w pękniętą płytkę chodnikową. Mało ją interesowało co Nocni Łowcy mają do Smerfów, jej życie wyglądało właśnie jak klub po piątkowej imprezie. Puste pomieszczenie, w którym panował kompletny chaos. Oczywiście klub dało się posprzątać, a jej życiowy burdel od tak nie zniknie. 
      - Czego chciałeś? - Westchnęła cicho otwierając wejście na klatkę schodową. Prawie automatycznie ruszyła do windy, jakby właśnie wracała do domu po bardzo irytującym dniu w szkole. 
- Zapytać czy wszystko z tobą w porządku. - Słowa Nocnego Łowcy sprawiły, że zatrzymała się w półkroku i obejrzała na niego. Co jak co, ale tego nie spodziewała się od Jace'a. Jej mózg zaczął pracować na wyższych obrotach. Co powinna odpowiedzieć? Nie powie prawdy, na pewno nie. To byłaby kompletna kompromitacja. Przyznawanie się do słabości nigdy nie leżało w jej naturze, robiła to jedynie w skrajnych sytuacjach, a przynajmniej się starała.
- Och, jak najbardziej. Przecież codziennie okłamuję najlepszego przyjaciela udając, że jestem jak najbardziej normalna. - Odparła po chwili wahania i starając się nie zwracać uwagi na Jace'a ruszyła do windy.
     Chciałaby po prostu przestać myśleć, wyłączyć się, chyba jeszcze nigdy nie pragnęła czegoś bardziej. Myślenie o Alanie po prostu ją bolało. To było jak bardzo nieprzyjemne drżenie po lewej stronie klatki piersiowej. Od teraz już nic nie będzie takie samo, nie będzie mogła się cofnąć. To było pierwsze z wielu kłamstw, które najprawdopodobniej padną z jej ust. "Zobaczymy się... kiedyś" - Czy to też było kłamstwem? I przez co? Przez jej matkę. Kochała ją, ale równocześnie mogłaby ciskać w nią piorunami za jej wszystkie kłamstwa. Była wściekła do granic możliwości. Lata kłamstw i po co? Żeby zostawić ją samą z tym bajzlem na głowie?! Gdyby jej matka była szczera nie miałaby problemu, nigdy nie musiałaby okłamać Alana, nie musiałaby wcale kłamać i nie czułaby się tak podle!
     - Rozumiem, że jesteś wściekła, ale zabijanie drzwi wzrokiem nie jest fair. - Jace zmaterializował się obok niej jak cholerny ninja.  Był prawie jak jej kot, nigdy nie wiedziała gdzie się czaił. Jednak tym razem nie zareagowała tak gwałtownie, jak w metrze. Chyba powoli przyzwyczajała się do tego bezgłośnego przemieszczania się. Prawdopodobnie niedługo ona też mogłaby poruszać się równie cicho, w końcu była taka jak oni.
      Tym razem zamiast odpowiedzieć po prostu zignorowała blondyna i weszła do windy. Nie miała ochoty na rozmowy chociaż równocześnie chciała krzyczeć ze złości. Była wściekła bo jej matka wiedziała wszystko, a przez wszystkie lata robiła z niej idiotkę. Zawsze widziała to, co powinna widzieć, a przynajmniej tak jej się wydawało, a jej rodzicielka uparcie twierdziła, że to tylko skutki wybujałej wyobraźni.

***

      Po tym jak Shai wręcz uciekła z Central Parku Alan już nie potrafił się uspokoić. Tak jak nigdy nie przeszkadzało mu jej zachowanie tak teraz nie potrafił przestać go roztrząsać. Ona zachowywała się jakby coś ukrywała, Shailene nigdy nic przed nim nie ukrywała! Sama jej ucieczka i wiadomość o porzuceniu szkoły były dla niego niepojęte. Nigdy nie kochała szkoły, ale to... Nie, ona nie rzuciłaby szkoły, znał ją od dziecka i wiedział, że nigdy by tego nie zrobiła. To było jak patrzenie na nią i równocześnie na inną osobę. Niby nic się nie zmieniło, ale jednak coś było na rzeczy. I jeszcze ci dwaj chłopacy, którzy przyszli za nią. Od początku wydali mu się jacyś podejrzani. Miał dziwne przeczucie, że obaj mogliby w jednej chwili wyciągnąć noże, a on nie miałby z nimi szans. Był zwinny i nawet silny, ale znacznie lepiej radził sobie z łukiem niż z walką kontaktową. Od kiedy Shai zadawała się z takimi typami? 
      Kolejnym problemem było to, co zobaczyła. On też zobaczył nimfę, ale tylko on powinien ją zauważyć. Shai była śmiertelniczką, inna opcja nie istniała. Nie powinna w ogóle nic zauważyć. Wiedział, że niektórzy śmiertelnicy byli w stanie dostrzegać prawdziwą naturę świata, a ona czasami widywała różne dziwne rzeczy, ale zawsze odnosił wrażenie, że to tylko złudzenie. Prawda była taka, że widywała coś, czego on nie potrafił zobaczyć. Na przykład ludzie o niebieskiej skórze, oni nie istnieli. Poza tym gdyby potrafiła przejrzeć Mgłę na pewno nie mógłby jej zaczarować. Coś było zdecydowanie nie tak.
      Zaczął zbierać swoje rzeczy dochodząc do wniosku, że i tak teraz już nie wysiedzi w jednym miejscu, za dużo myśli krążyło mu po głowie. Jego natura zaczynała dawać o sobie znać i nadmiar pytań rodzących mu się w głowie wywoływał nadpobudliwość. Nigdy nie stwierdzono u niego ADHD ani nic w tym stylu, jednak zdarzało się, że dokuczał mu nadmiar energii. Gdyby był taki, jak inne osoby jego pokroju na pewno nie mógłby robić tego, co właśnie robił. Nie wysiedziałby tyle z gitarą. Z drugiej strony wpływ na to mógł mieć jego ojciec... A z resztą, czy to było ważne?
      Podczas drogi do domu zmuszał się, żeby nie zawrócić na Upper East Side. Może Shai jednak coś mu wytłumaczy. Mogła też wpaść w kłopoty... Nie, nikt nie próbowałby jej porwać, stwierdziliby, że znoszenie tego niebieskowłosego stworzenia nie jest warte okupu. Patrząc na to z drugiej strony nie mieszkała tam tylko ona. Może jednak dowiedziałby się czy powinien się martwić o incydent z nimfą. Bądź co bądź nie był wielkim specjalistą co do zastosowania Mgły i jej działania, ale jedno wiedział na pewno - żaden normalny człowiek nie zobaczyłby prawdziwego obrazu, a tych, którzy umieli przejrzeć Mgłę nie dałoby się oszukać. Jego przyjaciółka była kimś innym.
      Shailene Ravenscar, dowiem się kim jesteś, chociaż miałbym iść za to do Tartaru.

***

      Mieszkanie wyglądało tak, jak zawsze. Na wieszakach w holu wisiało kilka bluz, jej czarna, skórzana kurtka i kilka rzeczy należących do Arianne. Buty leżały porozrzucane, najprawdopodobniej przez Syriusza, który próbował zemścić się za pustą miskę. Kiedy zrobiła krok w stronę salonu prawie od razu została pociągnięta w tył przez Jace'a i Aleca, jakby obaj w tym samym momencie pomyśleli o powstrzymaniu jej. 
      - A o co teraz chodzi? - Burknęła z miną rozkapryszonego pięciolatka. Była w swoim mieszkaniu, nie mieli prawa jej zatrzymywać! 
- Zastanów się trochę. Twoja matka znika, ciebie ścigają demony, myślisz, że to tylko przypadki? - Odpowiedział jej Jace. Z jego twarzy zniknął ten niezwykle irytujący uśmieszek, teraz był skupionym i gotowym do ataku Nocnym Łowcą. 
- Ktoś może ciebie szukać, nie wiadomo czy nie zastawił pułapki. - Dodał Alec z równie poważną miną.
      Niechętnie musiała przyznać im rację. Ale po cholerę ktoś miałby polować akurat na nią? Przecież w gruncie rzeczy nie znaczyła zupełnie nic, do niedawna nie wiedziała nawet kim naprawdę jest. No do tej pory tego nie wiedziała, ale pół prawdy jest lepsze od całkowitej niewiedzy. Poza tym co komuś z tego, skoro nadal nie było z niej żadnego pożytku? Jednak wspomnienie potwornych, żółtych ślepi demona było silniejsze. 
- Może i macie rację, ale to jest mój dom, nawet nie myślcie, że pozwolę wam grzebać w moich szafach. - Westchnęła patrząc to na jednego to na drugiego. Wolała nie myśleć co się stanie, kiedy któryś z nich wejdzie do jej pokoju. - I nie mam zamiaru stać tu jak kołek. - Dodała szybko.
- Kobieto, wykończysz mnie swoimi wymaganiami! - Jace westchnął cierpiętniczo. 
- Tak bardzo mi przykro. - Odparowała Shai. - Jestem u siebie, w razie czego zdzielę demona garnkiem. 
      W końcu stanęło na tym, że ona sprawdzi kuchnię, Alec sypialnię jej matki, a Jace salon, resztą (czyli jej pokojem) mieli zając się później. Oczywiście w kuchni nic się nie zmieniło. Nawet w zlewie zastała dokładnie te same naczynia, które były w nim piątek rano. Tak, jakby przez cały ten czas mieszkanie stało puste. Nawet jeżeli coś tutaj się stało, nie został po tym najmniejszy ślad. 
      Chociaż nie widziała w tym żadnego celu zaczęła przeszukiwać szafki i szuflady. Miała szukać wszystkiego, co mogło wydać jej się podejrzane. Jakby jej matka trzymała bombę atomową w lodówce. Arianne mogła ją okłamywać co do jej pochodzenia, ale Shai chciała wierzyć, że niczego więcej przed nią nie ukrywała. Mimo to przeszukiwała szafki centymetr po centymetrze. Znalazła jedynie garnki, naczynia i sztućce. Poza tym w lodówce były jagody, które upatrzyła sobie przed wyjściem do szkoły. Wyciągnęła owoce i już chciała wyjść, kiedy zobaczyła coś pod lodówką. Najwyraźniej nie zauważyła tego wcześniej ponieważ drzwi zasłaniały jej widok. Odstawiła jagody na blat i zaintrygowana schyliła się po tajemniczy przedmiot.
     Wysunęła spod lodówki tajemnicze coś. Było to coś podobnego do białego bumerangu. Zakrzywiony przedmiot miał długość jej przedramienia, a po obu stronach wygrawerowane były znaki kształtem przypominające zwierzęta, przedmioty lub po prostu dziwne bohomazy. Zmarszczyła brwi przyglądając się temu. Wiedziała, że na bumerangu, jak postanowiła roboczo nazywać ten przedmiot, były hieroglify, chociaż nigdy nie znała ich znaczenia. Mimo to wpatrywała się w nie uparcie, jakby podświadomie próbowała coś z tego zrozumieć. Ostatecznie jedynie rozbolała ją głowa. 
      Postanowiła na razie się nad tym nie zastanawiać, wzięła jagody i bumerang po czym opuściła kuchnię. Oczywiście zaczęła pochłaniać owoce. Zanim Alec i Jace pojawili się w holu, a nastąpiło to kilka minut później, zdążyła zjeść już ponad połowę. 
- Znalazłam jakiś egipski bumerang i niezwykle groźne jagody. W tym drugim przypadku postanowiłam spacyfikować je przez zjedzenie. - Powiedziała unosząc na nich wzrok. 
- Od razu ogłośmy wszystkim demonom, że jeżeli nadal będą łamały Prawo pożre je niezwykle groźny niebieskowłosy stwór. - Rzucił niby to od niechcenia Jace.
- Fuj! Nie ruszę tego, demony muszą smakować okropnie! - Shai udała, że się krztusi.
- Skąd wiesz? Próbowałaś? 
- Nie, ale skoro jeszcze nikt nie spróbował zrobić czegoś w stylu potrawki z demona, albo demonoburgera to jednak o czymś to świadczy. 
      Przerwało im głośne miauczenie i zaskoczony okrzyk Aleca. Chyba po raz pierwszy zgadzali się, bez słów. Shai szybko odstawiła jagody i bumerang po czym razem z Jacem pobiegła do jej pokoju. Doskonale wiedziała, co właśnie się stało i nie mogła ukryć rozbawienia. 
- Alec! - Zawołał Jace wpadając do pokoju.
- Syriusz! - Zawtórowała mu Shai wręcz wpychając go do środka.
      Alec stał po środku pokoju praktycznie na jednej nodze. Po drugie sycząc i prychając wspinał się kot o czarnej najeżonej sierści. Syriusz najwidoczniej schował się pod jej łóżkiem, a kiedy zobaczył obcego zaatakował. Ewentualnie był na tyle niezadowolony z pozostawienia go samemu sobie, że atakowałby każdego, kto znalazł się w jego polu widzenia. 
- Niech to zostawi mojego parabatai! - Syknął do niej Jace sięgając do paska, sygnalizując jej, że jest gotowy bronić Lightwooda przed zmasowanym atakiem pazurów.
- Pewnie się wystraszył. Alec, nie ruszaj się, zdejmę go. - Westchnęła z niekrytym rozbawieniem.
     Zbliżyła się do Aleca najostrożniej jak potrafiła. Chłopak zamarł w bezruchu, jedynie Syriusz nadal wbijał pazury w jego udo i głośno fukał. Kto wie, może wyczuł od niego coś podejrzanego? Z resztą Syriusz miewał swoje humory. Shailene delikatnie złapała kota unieruchamiając mu przednie łapy i ostrożnie, ale stanowczo odciągnęła go od Lightwooda. Syriusz zaburczał ostrzegawczo, ale kiedy odsunęła się z nim do łóżka wyraźnie się uspokoił. Rzucił Alecowi pogardliwe spojrzenie i zeskoczył na kołdrę zwijając się na niej w kłębek. 
- Łowcy demonów, a nie wiedzą jak poradzić sobie z kotem. - Zaśmiała się cicho obracając się w ich stronę. 
- To był demon nie kot! - Odparł Jace patrząc na futrzaka spod przymrużonych powiek. - Alec, nic ci nie jest? - Dodał szybko przenosząc wzrok na swojego parabatai. Chłopak w odpowiedzi pokręcił głową.
- To tylko kilka zadrapań. - Stwierdził posyłając blondynowi krótki uśmiech.
      Po tym krótkim incydencie zajęli się przeszukaniem pokoju. Pomieszczenie nie było największe, ale Shai całkowicie wystarczało. Pod jedną ze ścian stało łóżko, drugą zajmowały szafa, biurko i kilka półek wypełnionych książkami i zapisanymi zeszytami. Resztę przyozdobiła plakatami, ulotkami z kina i własnymi "rysunkami" bądź ulubionymi cytatami. Biurko oczywiście było całe pokryte długopisami, wyrwanymi kartkami i innymi przyborami do pisania bądź rysowania. Tablica korkowa już dawno zniknęła pod jej wytworami. Sama uważała, że nie były najwyższych lotów, raczej przeciętne, ale nie aż tak straszne. Mimo to kiedy zobaczyła, że Alec zbliża się do biurka cała się napięła.
      - Nie, nie, nie! - Pisnęła podbiegając do chłopaka, ale było już za późno. Chłopak akurat podniósł jeden z obrazków leżących luzem na blacie i przyjrzał się mu po czym przeniósł zaintrygowany wzrok na nią. Poczuła, że robi jej się goręcej. Czemu akurat ten?! No czemu?! Miał tyle do wyboru... Czemu padło akurat na ten przedstawiający Erena z Levim*?!
- Ciekawy... Ciekawy motyw. - Odezwał się po chwili milczenia. Shai wywróciła oczami i stanęła przed nim zadzierając głowę.
- A co? Masz coś do gejów? - Zapytała patrząc wyzywająco prosto w jego niebieskie oczy.
      Alec z miejsca poczerwieniał i uciekł od niej wzrokiem. Jace w tej samej chwili oderwał się od przeglądania zawartości jednej z szuflad i stanął za swoim parabatai jak stróż pilnujący, żeby nic nie stało się z jego podopiecznym.
- Nie. Nie to miałem na myśli. - Wymamrotał chłopak nadal unikając jej wzroku. - To znaczy... Ja... 
- Smerfie, co to za bazgroły? - Sytuację uratował Jace, który zaczął przeglądać inne rysunki. 
     Spojrzała na wskazane przez chłopaka "bazgroły", w których znowu rozpoznała hieroglify. Nie potrafiła powiedzieć skąd się wzięły, wcześniej nigdy ich nie widziała. Była pewna, że nie rysowała hieroglifów! Ale w takim razie skąd one się wzięły? Jej matka nigdy za specjalnie nie interesowała się jej rysunkami, poza tym nie miała powodu, żeby dorysowywać na nich hieroglify. W takim razie, skąd one się wzięły.
- Hieroglify, muszę ci tłumaczyć co to jest? - Odpowiedziała starając się ukryć zdezorientowanie. Znowu zaczynała ją boleć głowa.
- To wiem. Pytam się skąd one się tu wzięły. - Powiedział powoli i dobitnie.
- Ja... Ja nie wiem. - Wymamrotała cicho.
      Im dłużej wpatrywała się w hieroglify tym bardziej bolała ją głowa. Znaki robiły się zamazane, jakby ktoś rozcierał kredę na tablicy. Poczuła zawroty głowy, jakby jej mózg zaczął wirować. Musiała oprzeć się o blat biurka, ale powoli traciła władzę w dłoniach i jej palce po prostu ześlizgnęły się z krawędzi. Głosy Jace'a i Aleca mieszały się w jeden niewyraźny bełkot. Przez jedną straszną chwilę czuła się jakby zawartość żołądka podchodziła jej do gardła, jednak to po jakimś czasie minęło. Uniosła głowę i popatrzyła prosto w złote oczy Jace'a. A później wszystko przesłoniły czarne plamy. Zalała ją ciemność i poczuła się jakby spadała w niekończącą się otchłań.

***
*No musiaaaaałam xD
Ugh... Przepraszam za lenistwo mojej weny i samej mnie. Wiem, że strasznie się obijałam, praktycznie cały miesiąc. Najpierw moja wena poszła się włóczyć nie wiadomo gdzie, a później, kiedy wróciła na naprawdę krótką chwilę stało mi się co się stało i wpadłam w niezwykle przybijający dół. No i tak to wyszło, naprawdę przepraszam. Jeszcze pisałam to potwornie długo ponieważ moja ukochana kotka co chwila mnie rozpraszała (kochane stworzenie, gardzi wszystkimi poza mną <3 ). Mam nadzieję, że nie jest tak źle, jak mam wrażenie, że jest. Długość... No jako tako. Około 5 pełnych stron Worda.
Chciałabym w końcu podziękować Eveline Dee za wykonanie dla mnie pięknego szablonu <3 Dziękuję, jesteś kochana.
No i na koniec nie zostaje mi nic więcej, jak prosić o komentarze. 

8 komentarzy:

  1. Zajebiste! Bogowie! Nie wiem co napisać :) Czekam na next.
    Życzę weny.
    LA.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie musiałam składać przysięg na duszę mojego kota, ale i tak przeczytałam wszystko z przyjemnością. :)
    Trochę głupio mi pisać komentarz, który może zostać uznany za niemiły po tych ciepłych słowach, które zostawiłaś u mnie, jednak uważam, że przyda Ci się nie hejt, a konstruktywna krytyka i kilka rad i mam nadzieję, że to zrozumiesz.
    Jeśli chodzi o przecinki(pisałaś pod którymś z rozdziałów, że to Twoja pięta Achillesa) to nie mam większych zastrzeżeń i wychodzi Ci to poprawnie. Czasem niektóre zdania są niedokończone i jakby oderwane z konktekstu. Najlepiej tuz przed dodaniem przeczytać rozdział, nawet na głos, żeby sprawdzić, czy nie zakradły się błędy. Postacie przywołane z DA wypadają wiarygodnie. Jace jest tym wspaniałym, cynicznym Jace'm co zawsze, Alec i Isabelle również jak najbardziej "są sobą". Nie wiem jeszcze, co planujesz pomiędzy Shailene a Herondalem, bo jak wiadomo - kto się czubi, ten się lubi ^^. Błagam, nie odbijaj go Clary, ona na to nie zasługuje!
    Wydaje mi się, że sama Shai jest trochę przekolorowana. Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek miał tyle pewności siebie, żeby wśród nieznanych sobie osób zachowywać się, jakby byli jej dobrymi przyjaciółmi. Docina innym Łowcą z łatwością, a nawet mam wrażenie, że nimi gardzo, a zna ich zaledwie kilka dni. Uważam, że powinna być trochę bardziej wycofana. Jest w nowym miejscu i sytuacji kompletnie sama, w dodatku była zaatakowana przez demony, a teraz zachowuje się, jakby zupełnie o tym zapomniała. Widzę, że kreujesz jej osobę na odważną i pełną buty, ale nie możesz w tym przesadzić. Pamiętasz Clary czy Tessę? One były na początku nieufne i spokojne, próbowały oswoić się z sytuacją, a Twoja Shai zachowuje się, jakby była już z tą sytuacją obeznana. Jak sama Cassandra radzi na swojej stronie, musisz sprawić, że postacie wypadają wiarygodnie i wiedzieć, czego chcą(http://www.cassandraclare.com/faq/i-have-trouble-with-characters/)
    Podoba mi się za to humor dziewczyny, przypomina mi trochę bohaterkę książki Katarzyny Bereniki Miszczuk. Sarkazmu i docinek nigdy za wiele, ale w dialogach i kreowaniu postaci, a nie w narracji opowiadania. Długość też jest w porządku, ja mam zawsze z tym kłopot, a Ty radzisz sobie doskonale, tak jak z dialogami.
    Może jestem trochę uprzedzona w zakresie crossoverów, ale to moim zdaniem średnio trafiony pomysł. Zawsze kojarzy mi się z tym "Hermiona w zespole", a jest to prowokacja, blog napisany w prześmiewczym celu i nie jestem fanką crossoverów. Jeśli już, to może zatrzymaj się na dwóch fandomach? Trzy mogą wprowadzić chaos.
    To wszystko, pozostaje mi tylko błagać, żebyś nie potraktowała tego jako obrazy i zrozumiała. Naprawdę nie mam na celu krytykowania historii, bo mi się podoba i NA PEWNO jeszcze tu zajrzę w poszukiwaniu kolejnego rozdziału, a chyba dla autora to dobrze, jeśli ktoś nie tylko chwali, ale również dzieli się spostrzeżeniami. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tej przysięgi: nie chodziło o to, że mi się nie chce. Po prostu jestem osobą z natury leniwą i potrzebuję jakiejś motywacji, nawet jeżeli jest to czymś w stylu "duszy kota". :D
      Spokojnie, nie jestem osobą, która źle odbiera krytykę, mało tego, zgadzam się z Tobą, że czasami właśnie to jest potrzebne. Jeżeli chodzi o postacie kanoniczne, to właśnie najbardziej boję się tego, że źle je przedstawię.
      Shailene i Jace? Nie, nie, nie. Nie mam najmniejszego zamiaru niszczyć Clace. Wiem, jak to wygląda, ale obiecuję, że na pewno nie będzie pomiędzy nimi chemii. Tu chodzi o coś zupełnie innego (specjalnie rozpisałam to sobie w zeszycie).
      Co do charakteru Shai i jej obecnej postawy, tak naprawdę podjęłam decyzję, że w końcu zrobię coś z moich wiecznych rozmyślań, co bym sama zrobiła gdyby mnie spotkało coś podobnego. Cały czas zaznaczam, że Shailene jest osobą, która obraca się w świecie fandomów oraz posiada wybujałą wyobraźnię, więc to też jako tako wywiera wpływ na jej zachowaniu. Poza tym przyznam, że nie przedstawiłam jej dokładniej, mogę powiedzieć, że na własny sposób przechodzi fazę pierwszego szoku, później trochę się zmieni. Mam zamiar w najbliższych rozdziałach porozpisywać się trochę o jej psychice (zabawy w psychologa nigdy dosyć), tylko muszę wybrać odpowiedni moment.
      Jeżeli mowa o humorze i jego umiejscowieniu w dialogach, a narracji, przyznam, że dopiero od niedawna piszę w trzeciej osobie tak "na poważnie" i mam skłonności do wplatania przemyśleń i niewypowiedzianych uwag bohaterów w tekst.
      No tak, crossovery. Jeżeli mam być szczera to ja czuję się w tym jak ryba w wodzie. Prawdopodobnie jest to zasługa mojego ciągłego myślenia "A co by było gdyby...?" i porównywania ze sobą różnych postaci. Przyznam, że nie wszystkie crossovery są dobre i jak przeczytałam to "Hermiona w zespole" to... Nie, trzy razy nie. Nie jestem fanką Fan Ficków o zespołach czy wykonawcach, do tego to ja jestem uprzedzona. No i pojawia się problem czy to są dwa fandomy czy trzy. Naprawdę ciężko mi to w obecnej sytuacji stwierdzić. Mówiąc o książkach Riordana, autor sam napisał dwa (niestety, nie wiem o czym jest drugie, bo jeszcze nie doczekało się polskiego wydania) krótsze opowiadania, w których pisał i o Olimpijskich Herosach i Kronikach rodu Kane. Tak naprawdę już wcześniej zaznaczał, że to wcale nie jest oddzielone od siebie grubym murem i nie ma ze sobą nic wspólnego, tylko te dwa światy przenikają się wzajemnie. Mogę nawet stwierdzić, że po części to tak jak DA i DM, tylko z większymi różnicami. Mówiąc o chaosie, robię wszystko, żeby nie zapanował, mam już przemyślany ogólny zakres "zasięgu" każdego z fandomu, co do samej głównej bohaterki (naprawdę nie wiem jak to inaczej określić, musiałabym spojlerować, albo zaprosić Cię do mojej głowy).
      Dziękuję za komentarz i, jak sama napisałaś, podzielenie się własnymi spostrzeżeniami. Jak najbardziej podzielam Twoje zdanie. Ta odpowiedź może wyglądać nieco chaotycznie, ale mam nadzieję, że nabierze sensu po kolejnych rozdziałach.
      Również pozdrawiam.

      Usuń
    2. Cieszy mnie, że chcesz rozpisać się o psychice i charakterze Shailene, to jest właśnie to, na co czekam :) Dobrze, że zrozumiałaś, bardzo mnie to cieszy, tak jak to, że nie rozbijesz Clace.
      Mam naprawdę wielkie nadzieje w stosunku do tego opowiadania i raczej się nie rozczaruję, skoro większość masz poukładaną i rozplanowaną. :D

      Usuń
  3. Hej. Dobra, więc mówisz, że należy ci się porządny komentarz mimo tego, że przez 8 godzin siedziałam w samochodzie, mimo że moje plakaty popełniły samobójstwo i mimo tego że
    CHUJ CI W DUPĘ BLOGGERZE PIERDOLONY ZGIŃ NIECH SIĘ TOBĄ ZAJMĄ KACZKI KURWO NIEDOJEBANY
    jeden komentarz poszedł się kochać przez naszego najdroższego blogspota a
    NIENAWIDZĘ CIĘ LAPTOPIE APAGE SATANAE MASZ SZCZĘŚCIE ŻE NIE TRAFIŁEŚ ZA OKNO
    w trakcie gdy kończyłam drugi mój komputer doszedł do wniosku, że do doskonały moment, by się zawiesić?
    Tak, tak jest. Należy ci się. Ale widzisz jak jest, więc nie oczekuj ode mnie jakoś szczególnie dużo. Szczególnie, że jestem po obozie literackim i jestem w nastroju do analizowania wszystkiego z niezwykłą dokładnością niczym jakiś zafascynowany życiem mrówek nerd analizujący sposób ich rozmnażania się. Ta, nieciekawie, ale w sumie to jedno z twoich poważniej pisanych opowiadań, więc dobrze, bo nie będę tak bardzo kolidować z tematyką i zastanawiać się nad naturą schizy. Wtedy byłoby dopiero idiotycznie.
    Dobra, od początku - podoba mi się Shai, szczególnie w tym rozdziale. Jest naprawdę rzeczywista, czuć, że jest żywa, że postać ma własną duszę i własne emocje. Nie należy może do tych głównych bohaterek, które są super ekstra typowe, za to ma własny charakter. Niby taka beztroska, ale wydaje mi się, że ma ten typ osobowości, których posiadacze używają pewności siebie jako przykrywki dla własnych niedoskonałości czy zmartwień, które wolą zatrzymać dla siebie. I, mimo że to fangirl, że w końcu całkiem mocno była (i w sumie jest nadal) zaangażowana w fikcję, to kiedy przychodzi jej być samej wciągnięta w cały ten fantastyczny szajs, w dodatku w niezbyt przyjemnych okolicznościach, odczuwa tego skutki. W dodatku te jej rozmyślania są naprawdę kochane, kiedy tak myśli o swoim przyjacielu Alanie
    (omg dopiero teraz sobie uświadomiłam jak to imię mi się kojarzy, musiałabym tu wstawić sporą dygresję na temat moich zeszłorocznych wakacyjnych odpałów, które są zbyt nudne, w każdym razie sprowadza się do do ALAN = ANAL, ale ćśś),
    w ogóle przyjaźń jest taka super i podoba mi się sposób, w jaki o niej piszesz, tak nienachalnie, ale mimo wszystko tę więź akcentujesz, masz za to propsy. No i propsy masz też za brak OOC, o czym piszę ci setny raz, ale serio rzadko zdarzają się fanfiction, w którym bohater kanoniczny byłby bohaterem kanonicznym, a nie nijakim, pomylonym tworem aŁtorki.
    No i Smerf, tyle feelsów, kojarzy mi się z dzieciństwem, po prostu wow ;-; Ostatnio oglądałam akurat, kocham Ciamajdę wciąż tak mocno jak kiedy miałam sześć lat. Śmiesznie w sumie, ale co mam powiedzieć. Dobra, koniec, schodzę na zły tor.
    "Oczywiście klub dało się posprzątać, a jej życiowy burdel od tak nie zniknie." << Bardzo podoba mi się to zdanie. Nie pytaj dlaczego, ale całe to porównanie tak ładnie się wpasowuje i w ogóle wow, wspaniale.
    No i ta ładna rozkmina, uczucia ujęte w niby zwykły, a z takim wyczuciem sposób, wow. Rozdział jest wow wow wow.
    Fragment z Analem...
    .
    .
    .
    .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (część druga hehs)
      *ALANEM. Ten w sumie, mówiąc szczerze, jest trochę gorszy - troszkę nienaturalnie niektóre zdania wyglądają i powtórzenia są, ale powtórzenia to wróg numer jeden każdego twórcy (tak mi się przynajmniej wydaje), więc spoko. Ale nawiązania i głębsze wyciągnięcie jednego wątku na herosów bardzo mi się przemawia, bo wreszcie bardziej czuć tu crossover! Aw, aw, tak bardzo nie mogę się doczekać! Bardzo fajnie wygląda ten fragment o ADHD, aż banan mi na twarz wskoczył. No i ostatnie zdanie przed gwiazdeczkami, takie fajne podsumowanie, omG, przyjaźń jest taka super, sorry, ale tak wow o tym piszesz, niby nic, ale przyjaźń, ja w ogóle nie potrafię o tym pisać ;; Masz zestaw miłości ode mnie za to. W edycji limitowanej, która zawiera mnóstwo dobrej aury i weny. Nie ma za co.
      Fragment z przeszukiwaniem domu Shai kojarzy mi się z fragmentem przeszukiwania mieszkania Clary w "Mieście Kości" i w sumie fajnie to wygląda, jakby historia się poniekąd powtarzała, a poniekąd trafiała na zupełnie nowe tory, szczególnie zwracając uwagę na mrugnięcie okiem w postaci hieroglifów, ale
      KOT I ALEC, KOT I ALEC, KOTKOTKOTKOTKOT,
      i właśnie dlatego wygrywasz! Ile ja bym dała za kota, bogowie, koty są świetne! Nie zawracają człowiekowi dupy tak jak pies. Kocham swojego psa, ale bywa męczący. A kot musi być takim świetnym towarzyszem! No i Alec... Syriusz powinnien się poznać z Prezesem Miau. Shippuję ich! Wohoho, zrób z tego wątek główny. Dobra, keep calm, jest jeszcze Nico na którego czekam najbardziej na świecie. I mam nadzieję, że nie będę musiała na niego czekać długo...
      "Czemu padło akurat na ten przedstawiający Erena z Levim*?!" Ten. Moje serce się zatrzymało. Zabiło parę razy. Zatrzymało się. I jeszcze raz. Potem umarłam. Też parę razy. I zmartwychstałam. Też parę razy. Umierałam tak i umierałam niczym Dean w odcinku "Supernaturala" w pętli czasowej, ale nie na takie różnorakie sposoby, tylko gapiąc się na monitor z rozwartymi ustami (musiałam wyglądać jak debil), bo jebana Hadesa mać, właśnie sobie uświadomiłam, jak bardzo cię za to kocham i za wspólne fandomy i za wszystko! No i...
      "- A co? Masz coś do gejów? - Zapytała patrząc wyzywająco prosto w jego niebieskie oczy.
      Alec z miejsca poczerwieniał i uciekł od niej wzrokiem."
      Dolicz sobie jeszcze parę śmierci Misy i parę cudów ożywienia. Hm, powinien ktoś o tym napisać do gazety. Poczułam się jakby moje wnętrzności zrobiły radosne salto i podjechały pod gardło, chcąc się uwolnić i lecieć, lecieć w świat, wyfrunąć oknem i zniknąć na horyzoncie~~ Wyobraziłam to sobie i po prostu omg, OMG, OMGOMGOPMGOMGOMGOMG. Kocham takie sceny, kocham, kocham! I kocham Aleca, jest taki przesłodki, no nie mogę ;; Mogłabyś pisać wszystko o gejach, a nie, chwila, Shai jest spoko. No i nie mogę się doczekać Magnusa! Chcę zobaczyć fangirlową reakcję drogiej Shai na tą wspaniałą parkę! Błagam, nie daj mi czekać jakoś szczególnie długo...
      Tak w ramach zakończenia - nie wspominałam chyba o tym wcześniej, w sumie zgubiłam się już w tym komentarzu, ale kocham twoje dialogi. Są takie naturalne, a zarazem ten sarkazm i tak gładko się je czyta, też tak chcę, och, dajcie mi taką Muzę, która pozwoli mi tak pisać. Jest zajebiście. Mam nadzieję, że nie zanudziłam się na śmierć tym komentarzem i że choć trochę cię ucieszył, BO PISAŁAM GO TRZY RAZY, dawka miłości, lecę z następnymi~~

      Usuń
  4. Zdechłam, ożyłam jako tytan, znowu zdechłam i ożyłam. LevixEren! Z racji, że LevixPetra umarło, to RiRen. :)
    Taki zaciesz na twarzy, trafiam na osobę, która też uwielbia SnK :D
    No to teraz prosto z mostu. Co sądzisz o Arminie? a o Mikasie?
    Co byś zrobiła, gdybyś zobaczyła tytana? ale takiego prawdziwego, nie cosplay... ja bym chyba ugryzła się w rękę. :P
    Trafiłam na twój blog jakiś czas temu. Potem o nim zapomniałam. Niedawno znowu na niego trafiłam, i jestem już po AoT. Teraz ogarnęłam, że Call Your Name jest z soundtracku AoT... i z tego co pamiętam, to było w tym pamiętnym momencie w lesie... Wtedy mi się chciało płakać... :'( potrzebuję terapii. ja chcę do psychologa...
    KOCHAM CIĘ PO PRZYJACIELSKU (bo jestem dziewczyną... :) xD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bogowie Olimpu, nawet nie wiesz jakiego banana mam teraz na ustach! Tyle miłości <3 Nie znam Cię, ale też Cię kocham.
      Ereri zawsze jak najbardziej na tak :3
      Hmm... Armina lubię, ma ode mnie wielką okejkę, pewnie dlatego, że byłby słodkim uke i wgl doceniam go za to, że stara się być pomocny mimo trudności.
      Mikasę jako tako lubię, nie szaleję za nią, ale nie hejtuję, niech sobie jest. Ma plus za to, że dba o ukochane osoby.
      Jeżeli spotkałabym tytana, to jako dobra córka Posejdona wyciągnęłabym serafickie ostrze i pokazałabym mu gdzie jego miejsce.
      Call your name jest w wielu momentach, w lesie na pewno było Bauklötze, ale to chyba wcześniej. + Mnie i tak najbardziej ruszył wyraz twarzy Leviego podczas rozmowy z ojcem Petry T.T
      Oj będziesz potrzebowała tym bardziej po przeczytaniu Miasta Niebiańskiego Ognia ;__; Cassie zabija moje feelsy.
      Dzięki za komentarz. :D

      Usuń