Kiedy została sama w pokoju, który pokazała jej Maryse poczuła się nieswojo. Nigdy nie lubiła zostawać sama w obcym miejscu, nigdy nie wiedziała co powinna ze sobą zrobić. Chciałaby w końcu się przebrać w coś, co nie stało się ofiarą pazurów głodnych demonów i wziąć prysznic, ale to musiało zaczekać na pojawienie się Isabelle. Poczuła się jeszcze dziwniej myśląc, że pożycza ubrania od nieznajomej dziewczyny. Poza tym miała nadzieję, że w końcu dowie się czegoś więcej, bo na razie nie pojmowała niczego. Bardzo chciałaby wiedzieć co było w kopercie od jej matki, ale najwidoczniej to też miało zostać bez żadnych wyjaśnień.
- Jak zawsze. - Westchnęła cicho siadając na brzegu łóżka.
Nie zamykała drzwi, i tak w Instytucie nie było zbyt wielu osób, z których poznała już prawie wszystkie. Skoro Isabelle miała zaraz przyjść nie opłacało jej się zamykać drzwi. Poza tym zawsze pozostawała druga opcja - po prostu była leniwa.
- Można? - Kiedy usłyszała pytanie uświadomiła sobie, że przez cały czas wpatrywała się w podłogę.
Uniosła wzrok wprost na dziewczynę stojącą w drzwiach. Isabelle miała długie, czarne włosy i ciemne oczy, a jej nogi przywodziły na myśl nogi modelki. Byłaby wysoka nawet bez obcasów. Shai nie mogła pojąć jak z własnej woli można chodzić w jakichkolwiek butach na obcasie, dla niej zwykłe baleriny potrafiły być udręką. Isabelle najwidoczniej wcale to nie przeszkadzało, sprawiała wrażenie jakby urodziła się do chodzenia na szpilkach. Poza tym przywodziła na myśl jedną z tych dziewczyn, dla których każdy chłopak zrobiłby wszystko byle żeby się do niej zbliżyć, chociaż w przeciwieństwie do nich nie budziła w Shailene niechęci. I oczywiście tatuaże, czarne zawiłe wzory pojawiające się na skórze i znikające pod ubraniami, takie same jak innych mieszkańców Instytutu. Musiały coś znaczyć. Shai wydawały się w pewien sposób znajome, ale równocześnie tajemnicze i nieodgadnione.
- Jest otwarte. - Odpowiedziała wzruszając ramionami.
Isabelle przeszła przez pokój nie wydając przy tym ani jednego stuknięcia obcasem. Shai w tym samym czasie wstała czego pożałowała kiedy czarnowłosa stanęła przed nią. Poczuła się jeszcze mniejsza kiedy dziewczyna okazała się wyższa o ponad głowę od niej. Prawdopodobnie bez szpilek byłoby trochę mniej różnicy, ale niewiele to zmieniało. Dopiero po chwili zauważyła, że córka Lightwoodów trzyma starannie poskładane ubrania.
- Isabelle Lightwood. - Przedstawiła się przyglądając się Shai. Nie było to typowe mierzenie wzrokiem, z którym dało się spotkać wszędzie. Shailene kiedyś tego nienawidziła, od razu oceniali jej twarz, ubrania i wszystkie inne rzeczy. Później zaczęła farbować włosy na niebiesko i okazało się to lepszą zabawą niż się spodziewała. Niby w Nowym Jorku można przyzwyczaić się do dziwactw, nikomu nie przeszkadza Spiderman jadący metrem albo grupka ludzi przebranych za Dumbledore'a, Dartha Vadera i Jacka Sparrowa, a jednak kiedy ktoś widział dziewczynę w niebieskich włosach nie mógł się nadziwić temu widokowi. - Muszę ci wszystko wytłumaczyć, prawda? - Zapytała Isabelle.
- Nie wszystko, Jace wspaniałomyślnie powiedział mi, że nie jesteśmy w kościele, a w Instytucie. - Odpowiedziała Shai. - Oczywiście niewiele mi to mówi, a on potem ukradł moją legitymację, ale chyba lepsze to niż nic. A tak nawiasem jestem Shailene Ravenscar. - Dodała szybko uśmiechając się połowicznie.
- Typowy Jace. - Wzruszyła ramionami dziewczyna. - Trzymaj, powinnaś się przebrać. - Stwierdziła podając jej ubrania.
Shailene wzięła je uśmiechając się z wdzięcznością. Jej ubrania już do niczego się nie nadawały, dziwiła się jakim cudem jeszcze się na niej trzymają. Jedynie jej trampki przetrwały co w jakiś sposób ją pocieszało. Mimo wszystko wolałaby się nie zdawać na obuwnicze upodobania Isabelle, bo miała niejasne wrażenie, że jej nogi by tego nie przetrwały.
- Dzięki. - Odpowiedziała Shai.
***
Kolejne piętnaście minut spędziła pod prysznicem starając się nie zmoczyć włosów. Poprawiała kolor niecałe dwa dni wcześniej, więc jeżeli byłyby mokre zostawiałyby niebieskie plamy na ręczniku i ubraniach, a tego chciała uniknąć. W końcu po tej niesamowicie wyczerpującej gimnastyce mogła stanąć przed lustrem. Chwilę wcześniej dokładnie wytarła się miękkim ręcznikiem i teraz mogła się przyjrzeć jak bardzo jej skóra ucierpiała po niedawnym spotkaniu z demonami.
Na ramionach, brzuchu, łopatkach, plecach i nogach miała pełno zadrapań i siniaków. Nie były one tak widoczne, jak się spodziewała. Zadrapania były już jedynie cienkimi, czerwonymi śladami, a siniaki wyraźnie zbladły. Już wcześniej zauważała, że wszelkie zranienia goją się u niej szybciej niż u innych, ale nigdy nie rzucało się to w oczy aż tak bardzo.
W końcu zaczęła się ubierać. Nie dało się pominąć faktu, że była trochę mniejsza od Isabelle, ale na szczęście ubrania były w miarę dobre. Czarne, dopasowane spodnie były jedynie trochę przydługie, więc podciągnęła nogami zdając się na niesamowitą moc swoich trampek, które najczęściej utrzymywały nadmiar materiału w odpowiednim miejscu. Szybko wciągnęła intensywnie czerwony top i narzuciła na niego cienką, czarną kurtkę. Strój aż tak bardzo nie odbiegał od jej upodobań, chociaż wydawał się trochę bardziej wyzywający.
Rzuciła okiem na pozostałości swoich ubrań. Okazało się niemożliwością zdjęcie bluzki bez rozdarcia jej w kilku miejscach, wszystko dzięki wcześniejszym zniszczeniu jej przez pazury. Szorty jako tako przetrwały, poza jedną wielką dziurą na lewej nogawce, za to czarne rajstopy nie nadawały się już do niczego. Wsunęła dłoń do kieszeni spodenek i szybko odnalazła palcami chłodny łańcuszek. Wyciągnęła naszyjnik z zawieszką w kształcie rozłożonych skrzydeł, których każde pióro było wykonane z kolorowych szkiełek tak, że mieniły się wszystkimi kolorami tęczy.
Kiedy wyszła z łazienki Isabelle stała oparta tyłem o parapet. Poczuła wzrok dziewczyny na sobie, więc spojrzała na nią bez cienia niepewności. Nienawidziła zachowywać się jak zagubiona dziewczynka, nie miała pojęcia co się z nią działo. No może miała, ale to się nie liczyło, przecież zawsze próbowała wierzyć w to, że świat tak naprawdę nie jest nudny i szary. Teraz miała szansę w końcu zobaczyć na własne oczy tą drugą stronę świata. Mimo całego strachu i niepewności, które podążały za nią jak cień była też podekscytowana, mogła powiedzieć, że prawie się cieszyła. Chciało jej się krzyczeć, że jednak nie zwariowała. Jednak kiedy widuje się jednookich ludzi mieszkających w pudłach po lodówce* idąc ulicą Manhattanu można podejrzewać, że coś jest nie tak z twoją głową.
Przeszła przez pokój stając naprzeciwko Isabelle z założonymi rękami. Popatrzyła prosto na nią i jeszcze raz przyjrzała się czarnym tatuażom na jej ciele. Znowu odniosła wrażenie, że powinna coś o nich wiedzieć. Były jak słowa zapisane w innym języku, wydawało się, że próbują jej coś powiedzieć... Nie, to muszą być tylko wytwory jej wyobraźni.
- Jakieś wyjaśnienia? - Zapytała przenosząc wzrok na twarz dziewczyny.
Nie dało się zaprzeczyć, że była ładna. Wystarczyło na nią spojrzeć i już się wiedziało, że Isabelle należy do tego typu dziewczyn, które nie dają sobą od tak rządzić. Oczywiście Shai nie miała zamiaru jej od tak oceniać. Już pomijając to, że wcale się nie znały sama dobrze wiedziała, że jej charakter jest jednym z tych trudnych do zniesienia.
- Cierpliwość to twoja słaba strona, co? - Odpowiedziała pytaniem Isabelle.
- Tak, jedynie dla tego, że zabójstwo jest karalne nie wymordowałam jeszcze połowy nowojorskich kierowców. - Odparła beztrosko Shai. - A teraz czy naprawdę możesz mi powiedzieć o co tutaj chodzi? - Poprosiła, na co Isabelle skinęła głową.
***
Isabelle zabrała Shai na spacer po Instytucie przy okazji opowiadając jej o Nefilim i Świecie Cieni. Dziewczyna wpatrywała się w Nocną Łowczynię wręcz z uwielbieniem. W jej głowie pojawiało się coraz więcej pytań, ale równocześnie była pewna, że jeszcze trochę i zwariuje ze szczęścia. Wiele razy wyobrażała sobie ten moment, kiedy odkrywa prawdę o świecie, o magii... I w żadnym stopniu jej to nie przygotowało na to. Poznała historię o powstaniu Nefilim, Jonathanie Nocnym Łowcy, który wezwał Anioła Razjela i poprosił go o stworzenie nowej rasy - półaniołów, półludzi. Razjel poza stworzeniem Nefilim ofiarował im Dary Anioła: Miecz, Kielich i Lustro oraz runy zapisane w Szarej Księdze, które Nocni Łowcy nanosili na siebie stelami, to właśnie je Shai wcześniej myliła z tatuażami. Runy mają różne właściwości i zastosowania. Poza tym istniały jeszcze demony i Podziemni, do których zaliczały się wampiry, wilkołaki, czarownicy i faerie. Później dowiedziała się, że Nocni Łowcy przez całe życie, odkąd zaczynali swój trening, szkolili się i walczyli z demonami, bądź w niektórych przypadkach z Podziemnymi. Z tymi ostatnimi tylko w przypadku kiedy złamali Prawo.
Shai nie miała pojęcia jakim cudem wszystko zapamiętywała. Normalnie miała z tym problemy, nigdy nie była w stanie dobrze nauczyć się czegoś, czego nie potrafiła zrozumieć, a tyczyło się do wielu szkolnych przedmiotów, tylko nieliczne były dla niej zrozumiałe. Poza tym często bywała zbyt rozkojarzona, albo nadpobudliwa. Nigdy nie zapomni tego, jak kiedyś na angielskim przypadkiem wtrąciła w wypowiedź nauczycielki, że największym wrogiem człowieka są tytani**. A teraz wydawało jej się to takie naturalne, jakby już wcześniej to wiedziała.
Isabelle zakończyła swój mały wykład kiedy dotarły do sali treningowej. W środku był jedynie Jace i dziewczyna o rudych włosach. Shai nie miała pojęcia jak wygląda trening Nocnego Łowcy, ale raczej nie zaliczało się do tego to, co aktualnie robiła para. Zaśmiała się cicho, zauważyła, że Isabelle wyglądała na lekko rozbawioną. Bezszelestnie weszła do sali, a Shai ruszyła za nią starając się zachowywać równie cicho, co jej zdaniem wcale nie wychodziło.
- Sądzę, że o wiele wygodniej byłoby wam w łóżku. - Stwierdziła brunetka wyrywając parę migdalących się Nocnych Łowców z ich świata.
- Może jednak wolą podłogę. Są ludzie, którzy na przykład wolą kłaść się na gwoździach, znam takich, którzy wolą sypiać na fotelu. - Wtrąciła Shailene starając się sprawiać wrażenie jak najbardziej niewinnej.
Rudowłosa oderwała się od Jace'a rumieniąc się. Blondyn jedynie westchnął i popatrzył oskarżycielsko na dziewczyny. Shai odpowiedziała mu takim samym spojrzeniem po czym uśmiechnęła się tak, jak zawsze do swoich znajomych kiedy udawała, że wcale nie jest złośliwa.
- Na przykład w łóżku twojego brata? Słyszałem, że tobie i Simonowi było tam bardzo wygodnie. - Odparł Jace ignorując uwagę Shai.
Mimowolnie cicho się zaśmiała i popatrzyła pytająco na rudą. "Oni tak zawsze?" zapytała bezgłośnie, na co tamta wzruszyła ramionami i wyplątała się z objęć Jace'a, żeby wstać. Była niższa od Shai i drobna. To było już coś - nie być najmniejszą w całym towarzystwie.
- Clary Fray. - Przedstawiła się rudowłosa wyciągając dłoń w stronę Shai.
- Shailene Ravenscar. - Uścisnęła jej dłoń. - Jace nic o mnie nie wspomniał, czy zapomniał jak się nazywam? - Dodała uśmiechając się nieco złośliwie w stronę blondyna, który akurat podniósł się z podłogi.
- To ty dzisiaj w nocy zemdlałaś prosto w moje ramiona? Wybacz, nie mam pamięci do twarzy. - Odparował odwzajemniając uśmiech.
- Wybacz, nie miałam czasu na zastanowienie się w czyje ramiona mdleję. Gdybym zdążyła pomyśleć na pewno zmieniłabym zdanie. - Odbiła piłeczkę.
- Chyba trafiłeś na równą sobie, w końcu. - Stwierdziła Isabelle przerywając ich wymianę zdań.
Jace westchnął dramatycznie i przyłożył dłoń do piersi w miejsce, w którym powinno znajdować się serce.
- Izzy, to cios prosto w serce. Boże, co ja teraz zrobię? - Odpowiedział przesadnie dramatycznym tonem.
- Nie wzywaj imienia pana Boga swego nadaremno. - Wtrąciła Shai.
- Jesteś wierząca? - Zainteresowała się Clary.
- Nie, kiedyś próbowali mnie nauczyć czegoś z religii. Zrezygnowali kiedy oświadczyłam, że wierzę w Latającego Potwora Spaghetti i kiedy dorosnę dołączę do Śmierciożerców, żeby podbić galaktykę i zniszczyć Zakon Jedi. Może nie powinnam robić tego właśnie na lekcji religii kiedy opowiadaliśmy o swoich pomysłach na życie, ale poskutkowało całkiem nieźle. No pomijając stan przedzawałowy księdza. - Odpowiedziała Shai wzruszając ramionami. - No co? - Zapytała kiedy poczuła na sobie wzrok całej trójki.
- Mogłaś jeszcze włożyć durszlak. Znalazłabyś jakiś dopasowany do włosów. - Rzucił od niechcenia Jace.
- Miałabym cały dzień nosić ze sobą durszlak? Nie będę się tak poświęcać dla księdza. - Odpowiedziała.
Wykorzystując chwilę ciszy, która zapanowała po jej słowach rozejrzała się po sali. Po środku zauważyła bitewny krąg wyłożony materacami, na jednej ze ścian była tarcza do rzucania nożami i strzelania z łuku. Tyle udało jej się rozpoznać, nigdy niczego nie trenowała, więc nawet nie wiedziała jak to powinno wyglądać. Jej uwagę przykuła broń. Długie miecze, sztylety, noże i inne śmiercionośne narzędzia były odpowiednio pogrupowane i przymocowane do ściany uchwytami.
- Tym zabijacie demony? - Zapytała dopiero po czasie orientując się jak głupio brzmi to pytanie.
- Nie bądźmy rasistami, nie tylko demony. - Odpowiedział jej Jace.
- Irytujących blondasów też? Świetnie! - Zawołała jak dziecko dostające upragniony prezent.
- Wybacz, nie miałam czasu na zastanowienie się w czyje ramiona mdleję. Gdybym zdążyła pomyśleć na pewno zmieniłabym zdanie. - Odbiła piłeczkę.
- Chyba trafiłeś na równą sobie, w końcu. - Stwierdziła Isabelle przerywając ich wymianę zdań.
Jace westchnął dramatycznie i przyłożył dłoń do piersi w miejsce, w którym powinno znajdować się serce.
- Izzy, to cios prosto w serce. Boże, co ja teraz zrobię? - Odpowiedział przesadnie dramatycznym tonem.
- Nie wzywaj imienia pana Boga swego nadaremno. - Wtrąciła Shai.
- Jesteś wierząca? - Zainteresowała się Clary.
- Nie, kiedyś próbowali mnie nauczyć czegoś z religii. Zrezygnowali kiedy oświadczyłam, że wierzę w Latającego Potwora Spaghetti i kiedy dorosnę dołączę do Śmierciożerców, żeby podbić galaktykę i zniszczyć Zakon Jedi. Może nie powinnam robić tego właśnie na lekcji religii kiedy opowiadaliśmy o swoich pomysłach na życie, ale poskutkowało całkiem nieźle. No pomijając stan przedzawałowy księdza. - Odpowiedziała Shai wzruszając ramionami. - No co? - Zapytała kiedy poczuła na sobie wzrok całej trójki.
- Mogłaś jeszcze włożyć durszlak. Znalazłabyś jakiś dopasowany do włosów. - Rzucił od niechcenia Jace.
- Miałabym cały dzień nosić ze sobą durszlak? Nie będę się tak poświęcać dla księdza. - Odpowiedziała.
Wykorzystując chwilę ciszy, która zapanowała po jej słowach rozejrzała się po sali. Po środku zauważyła bitewny krąg wyłożony materacami, na jednej ze ścian była tarcza do rzucania nożami i strzelania z łuku. Tyle udało jej się rozpoznać, nigdy niczego nie trenowała, więc nawet nie wiedziała jak to powinno wyglądać. Jej uwagę przykuła broń. Długie miecze, sztylety, noże i inne śmiercionośne narzędzia były odpowiednio pogrupowane i przymocowane do ściany uchwytami.
- Tym zabijacie demony? - Zapytała dopiero po czasie orientując się jak głupio brzmi to pytanie.
- Nie bądźmy rasistami, nie tylko demony. - Odpowiedział jej Jace.
- Irytujących blondasów też? Świetnie! - Zawołała jak dziecko dostające upragniony prezent.
***
Isabelle jeszcze nie zdążyła oprowadzić jej po całym Instytucie kiedy musiały zawrócić do biblioteki. Powodem było pojawienie się Cichych Braci co samo w sobie ją przerażało. Nie miała pojęcia kim są ci bracia, ale sama ich nazwa przyprawiała ją o dreszcze.
- Kim są Cisi Bracia? - Odważyła się zapytać kiedy były prawie przy jej pokoju.
- Też są Nocnymi Łowcami... Z pewnymi różnicami. - Odpowiedziała Isabelle.
Shailene chciała zapytać o coś więcej, ale nie zdążyła. Były już prawie na miejscu kiedy zobaczyła, że z przeciwnej strony korytarza idzie Maryse w towarzystwie zakapturzonej postaci w długiej szacie koloru pergaminu. Nie trzeba jej było mówić, że to właśnie jest Cichy Brat, chociaż nie spodziewała się, że będzie tylko jeden.
Wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł nieprzyjemny dreszcz kiedy pomyślała po co mogli zostać wezwani. To było jasne, że z jej powodu, przez to, co jej matka musiała zostawić w tej przeklętej kopercie. Naprawdę chciałaby wiedzieć co tam napisała. To nie mogło być byle co. Może zrobiła coś, czego nie powinna? Może je obie wciągnęła w jakieś kłopoty? Albo to właśnie z nią samą był jakiś problem, w końcu kto będzie karał dziecko za zbrodnie matki?
- Są przerażający, ale nic ci nie grozi. - Powiedziała Isabelle widząc, że twarz Shai jest koloru tynku.
- Może się starasz, ale niezbyt mnie to przekonuje. - Odpowiedziała szeptem ponieważ Maryse i brat byli już jedynie parę metrów od nich.
- Nic ci się nie stanie, nie jesteśmy mordercami, tym bardziej nie robimy nic Przyziemnym. - Akurat zatrzymały się przy wejściu do biblioteki. - Zobaczysz później. - Dodała Izzy i zaczęła powoli odchodzić.
Shai chciała zaprotestować, ale uznała, że byłoby to głupie. Mogła jedynie stać oparta o drzwi i patrzeć na Maryse i Cichy Brat zbliżają się do niej.
- Nie masz się czego bać. - Uspokoiła ją szefowa Instytutu. - To jest brat Enoch, pomoże nam dowiedzieć się czy to, co napisała twoja matka jest prawdą. - Powiedziała wchodząc do biblioteki. Brat Enoch ruszył za nią, a Shai zorientowała się, że idąc nie wydaje żadnego dźwięku. To nie była ta sama cisza, która panowała kiedy Isabelle szła na swoich szpilkach, ta była bardziej przerażająca.
- Ale co napisała? - Wypaliła z pytaniem idąc za nimi.
Maryse obróciła się w jej stronę i wskazała jej fotel. Shai posłusznie zajęła wskazane miejsce wodząc wzrokiem od pani Lightwood do brata Enocha i z powrotem.
- Że jesteś Nocnym Łowcą. - Odpowiedziała Maryse patrząc wprost na nią.
Shailene przez kilka długich minut milczała. Wpatrywała się w kobietę wytrzeszczając oczy i próbując sobie przypomnieć jak się mówi. Po chwili nabrała powietrza do płuc i otworzyła usta.
- Ja? Ale... Ja na pewno nie jestem Nocnym Łowcą. Nie jestem taka jak wy. Potykam się o własne nogi, moje oceny są przeciętne, jestem... - Wyrzuciła z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego doskonale wiedząc, że to, co mówi nie ma nic do rzeczy, ale nie mogła przestać mówić.
- Twoje oceny nie mają tu nic do rzeczy. - Przerwała jej Maryse. - Nie da się ukryć, że posiadasz Wzrok, poza tym twoje nazwisko wydaje się być nazwiskiem używanym przez Nocnych Łowców. Osobiście nie znam nikogo nazywającego się Ravenscar, nigdy o nikim takim nie słyszałam, ale nie można tego zignorować. - Powiedziała nie spuszczając z niej wzroku.
Shai musiała przyznać, że nie wiedziała co na to odpowiedzieć, więc zacisnęła wargi w wąską linię i westchnęła cicho. Nawet nie wiedziała czemu tak reagowała. To było więcej niż mogła sobie wymarzyć.
- Ale co do tego mają Cisi Bracia? - Zapytała po chwili ciszy przenosząc wzrok na zakapturzoną postać. Była prawie pewna, że zauważyła pod kapturem zaszyte usta na co wzdrygnęła się niezauważalnie.
- Nie możemy nałożyć na ciebie runów nie mając pewności, że jesteś Nefilim. Jeśli jesteś Przyziemną mogą cię zabić, albo staniesz się Wyklętą. Brat Enoch może to ustalić. - Wyjaśniła Maryse.
- Więc miejmy to już za sobą. - Westchnęła cicho Shai mając nadzieję, że nie brzmi na taką przerażoną, jak była. Wewnętrznie wręcz umierała ze strachu. Nie wiedziała co Cichy Brat jej zrobi przez co tylko bardziej panikowała.
Zamknij oczy. Głos, który rozległ się w jej głowie był wyprany z uczuć, spokojny i przerażający. Jakoś odgadła, że to brat Enoch, ale nie pojmowała czemu słyszy go jedynie w głowie.
Posłusznie zamknęła oczy i wyprostowała się w fotelu. Poczuła chłodne dłonie dotykające jej skroni i wzdrygnęła się. Poczuła ostre ukłucie bólu w głowie, ale zamiast krzyknąć zapadła się głęboko w ciemność.
***
Czuła się jakby nie miała ciała i nie wiedziała kim jest. Była jedynie duchem unoszącym się w nicości. Ale ta nicość wydawała się mieć kształty. Widziała zarys łysych, dziwnych drzew, a potem udało jej się zauważyć żółtą trawę i więcej duchów. Niepewnie uniosła wzrok. Nie była już w ciemności tylko na dziwnej łące pokrytej pożółkłą, suchą trawą i pełną snujących się między drzewami duchów. A potem zobaczyła chłopaka. Miał czarne włosy i ciemne oczy, skórę oliwkową i bladą. Wyciągnął w jej stronę dłoń, którą ona chętnie przyjęła. I poczuła się jakby coś wyciągnęło ją na powierzchnię wody. Znowu stało się ciemno
Kiedy znowu otworzyła oczy słyszała jedynie wrzaski i widziała niebo zabarwione na krwistoczerwony kolor przez zachodzące słońce. Czuła okropny ból w całym ciele. Ubrania przyklejały się do jej skóry przez krew wypływającą z ran. Ktoś trzymał ją za rękę, ale ten uścisk był dziwnie słaby. Spróbowała mocniej zacisnąć palce, ale nie miała siły. Ktoś szarpnął ją do góry i brutalnie zaczął ciągnąć. Świat wirował jej przed oczami i zlewał się w jedną kolorową plamę. Słyszała, że ktoś krzyczy, a potem poczuła, że coś przebija jej klatkę piersiową i trafia w serce. Zanim zdążyła chociażby poczuć ból była już martwa.
Stała na trzcinowej łodzi, takiej, jakie widziała w podręczniki od historii w dziale o starożytnym Egipcie. Czuła lekkie kołysanie i słyszała chlupotanie wody. Nie widziała gdzie płynie, bo całą okolicę otaczała gęsta mgła, ale była pewna, że jest ciemno. I wtedy zauważyła, że nie jest sama. Na łodzi przed nią stał chłopak w jej wieku. Krzyknęła kiedy zobaczyła, że ma głowę szakala.
***
Nie wiedziała co się dzieje, gdzie jest, co się stało. Nic do niej nie docierało. Pewnie tak musiał czuć się ktoś, kto dostał kowadłem w głowę, o ile jeszcze żył. Niestety bardzo wyraźnie pamiętała swoje dziwne sny. Chłopak na łące pełnej duchów, prawie czuła sztylet, który ją zabił, a na końcu chłopak - szakal. To było za wiele.
- Jakim cudem jest Nocnym Łowcą, ale jednak nie wiadomo kim? - Do jej uszu dotarł głos Jace'a.
- Tak powiedział Brat Enoch. Twierdził, że jeszcze nigdy nie spotkał się z czymś... kimś takim. - Odpowiedziała mu Isabelle.
- Czyli jej matka znika, ona przychodzi do nas ścigana przez demony, jest jedną z nas ale nie tylko? Czemu coś mi mówi, że będziemy mieli przez nią problemy? - Westchnął Jace.
- Musisz przyznać, że to bardzo ci pasuje Jace. - Wtrącił się Alec.
W tym momencie nie mogła już wytrzymać i cicho jęknęła po czym otworzyła oczy szybko mrugając żeby przyzwyczaić się do jasnego światła.
- Nie wiem o co chodzi, ale przysięgam, że ktoś musiał zrzucić na mnie kowadło. - Odezwała się cicho.
Podciągnęła się na łokciach wyczuwając pod sobą miękki materac i uświadomiła sobie, że przeniesiono ją do łóżka. W polu widzenia pojawili jej się Alec, Isabelle i Jace.
- Śpiąca Królewna się obudziła, dzięki Aniołowi. - Odezwał się Jace posyłając jej uśmiech.
- Nie mielibyście księcia, który mógłby mnie obudzić. - Odparła odgarniając niebieskie kosmyki z twarzy.
- Dla ciebie mógłbym wyłapać wszystkie żaby z Central Parku, któraś na pewno miałaby w sobie trochę szlachetnej krwi.
- Żaba nadałaby się tysiąc razy bardziej od ciebie, co?
Jace już miał jej odpowiedzieć, ale powstrzymał go Alec kładąc mu dłoń na ramieniu. Co dziwne Jace natychmiast zamknął usta i jedynie wywrócił oczami.
- Jeżeli przestaliście mamy pilniejsze sprawy. - Powiedział Lightwood.
- W sensie? - Shai zmarszczyła brwi.
- Na przykład przeszukanie twojego mieszkania. - Odpowiedział.
***
*Przypomniałam sobie Morze Potworów. Btw. może cyklopi tworzą jakieś kartonowe osiedla, w których osiedlają się całymi rodzinami, mama cyklop, tata cyklop, cyklopiątko i Piekielny Ogar? xD
** Wybrani wiedzą skąd to się wzięło, o co chodzi i na czyim przypadku jest wzorowane.
Jest dłuższy, o wiele... No skoro już obiecałam, ale musiałam kombinować, poza tym poświęciłam chyba pół dnia. Mogłabym powiedzieć, że cały, ale zbyt często się rozpraszałam i zaczynałam zajmować się czymś innym. Ogółem jest to jakieś siedem wordowych stron. I proszę nie mówić mi, że jak chcę to potrafię bo naprawdę to chyba tylko losowy przypadek. No i mogłyby to być dwa rozdziały, ale już dobra... Poza tym małe ogłoszenie: muszę wprowadzić pewne zmiany co do informacji podanych w prologu. Jeszcze raz wszystko przemyślałam i dopóki mogę zmienić zdanie decyduję się trochę pozmieniać pierwszy zarys historii. Także muszę powiedzieć, że wcześniejsze stwierdzenie, że może pojawią się Kroniki Rodu Kane zmienia się. Na pewno pojawi się KRK i będzie to miało większy wpływ niż wcześniej przewidziałam, jednak nic więcej nie mówię.
A teraz proszę o komentarze i dobranoc.
** Wybrani wiedzą skąd to się wzięło, o co chodzi i na czyim przypadku jest wzorowane.
Jest dłuższy, o wiele... No skoro już obiecałam, ale musiałam kombinować, poza tym poświęciłam chyba pół dnia. Mogłabym powiedzieć, że cały, ale zbyt często się rozpraszałam i zaczynałam zajmować się czymś innym. Ogółem jest to jakieś siedem wordowych stron. I proszę nie mówić mi, że jak chcę to potrafię bo naprawdę to chyba tylko losowy przypadek. No i mogłyby to być dwa rozdziały, ale już dobra... Poza tym małe ogłoszenie: muszę wprowadzić pewne zmiany co do informacji podanych w prologu. Jeszcze raz wszystko przemyślałam i dopóki mogę zmienić zdanie decyduję się trochę pozmieniać pierwszy zarys historii. Także muszę powiedzieć, że wcześniejsze stwierdzenie, że może pojawią się Kroniki Rodu Kane zmienia się. Na pewno pojawi się KRK i będzie to miało większy wpływ niż wcześniej przewidziałam, jednak nic więcej nie mówię.
A teraz proszę o komentarze i dobranoc.
Pisze pierwszego koma, nanananana~!
OdpowiedzUsuńHmm... *wypija łyka Zbyszko* ja mam pocie to ty koma! XD
Rozdział świetny, najbardziej rozwaliła mnie wiara Shai =D
Shingeki no kyojin ewriłer *^*
Hah, a ja w przyszłości zamierzam zostać starą herosk z książkami, która ukończyła Hogwart po wyborze frakcji serdeczności, oczywiście nadal będąc żółtą... Ehh, trudno by wymienić moją całą karierę fandomersa... :3
Okej, jest coś po pierwszej, więc branox :*
Weny! (i tych twoich ogórków xD)
~Mad
Wszyscy poszli spać, a ty siedzisz nie wiem ile xD
UsuńShai to moja typowa OC, więc jej teksty to już norma :D
SnK, tak, bo przecież PJ jest włączone w ff, więc na pewno nie chodzi o dziadka Kronosa.
Szczerze to nie wiem do końca ile ona ma fandomów, ale chyba HP jest najbardziej rażące dla katechetów xD Niedawno się dowiedziałam, że moja katechetka z podstawówki jest przeciwniczką Pottera... Heh
Ogórki przyjęte <3
Nic innego nie przychodzi mi do głowy jak powiedzieć że ten rozdział był zjebisty do kwadratu, świetny i Jace mnie poprostu rozwalił.
OdpowiedzUsuńWeny życzę, i żeby rozdział pojawił się jak najszybciej bo jak nie to różowa flufy będzie cię nawiedzać, ech zadużo my little pony :-)
Ps.Czyli będzie Nico i Anubis? Och już się nie mogę doczekać!
Matko, bo zaraz popadnę w samouwielbienie, już i tak jaram się własnymi OC.
UsuńKuffa, Poniacze będą mnie nawiedzać ;-;
Tak, będą oboje :3 Co do Nico mam już podło-piękne plany, a Anubis nawet już miał swój krótki moment.
Mówiłam ci, jak bardzo jestem z ciebie dumna? Całe sześć stron, raju! Dla mnie to prawie niemożliwe... W każdym razie, postaram się z tej okazji napisać ci jak najlepszy komentarz, chociaż nie jestem w tym najlepsza.
OdpowiedzUsuń"- Jak zawsze. - Westchnęła cicho siadając na brzegu łóżka." - Dobra, tutaj się doczepię. Po "Jak zawsze" nie potrzebna jest kropka. Dialogi się kłaniają :D
Przypomniała mi się nasza rozmowa o butach. Osobiście nie daję razy ustać na obcasach dłużej niż parę sekund, a co dopiero się w nich poruszać. Glany forewa. Nie dość że wygodne, jak się je rozchodzi, to jeszcze pięknie służą jako broń. A jeśli chodzi o balerinki... Raju, jak tak o tym myślę, to mam na dnie szafy jedną parę. Wyszłam w nich kiedyś na miasto i po paru minutach szłam na boso.
Spider-man, Jack Sparrow i reszta ferajny wygrywa wiadro internetów i frytki do tego. Cosplayerzy są super. Ostatnio poszłam do galerii handlowej, u mnie, na tym zadupiu i schodząc ze schodów na podwyższeniu przy fastfoodach, obok McDonalds, wpadłam na Leviego. Moje zdziwienie było nie do opisania XD Pierwsze co zarejestrowałam to kurtka i peleryna zwiadowcza i takie "WTF". Dobra, reakcje na mnie w stroju cosplayu albinosa są lepsze, ale i tak to było bezcenne.
Kiedy Isabelle powiedziała "typowy Jace", wyobraziłam sobie taki mem "typowy Jace" XD Chyba za dużo internetów, serio.
"Jednak kiedy widuje się jednookich ludzi mieszkających w pudłach po lodówce" To odniesienie do Percy'ego prawie sprawiło, że zaczęłam piszczeć. Nie mogę się doczekać aż pojawi się tego więcej! Myślę (ahahahah, ja myślę, taki dżołk), że takie osiedla mogą istnieć. Pewnie jeszcze mają jakiś panów dzielni i gangi cyklopów BI (wtf Misa)
Okish, jeszcze jedno - napisałaś gdzieś tam "dla tego". Powinno być łącznie, "dlatego".
"Nigdy nie zapomni tego, jak kiedyś na angielskim przypadkiem wtrąciła w wypowiedź nauczycielki, że największym wrogiem człowieka są tytani" Kocham ten fangilrowy smaczek, absolutnie kocham. I uwielbiam charakter Shai. Rzadko kiedy udaje się komu stworzyć tak genialne dialogi między mistrzami sarkazmu. Graty i propsy na dzielni.
"
Nie, kiedyś próbowali mnie nauczyć czegoś z religii. Zrezygnowali kiedy oświadczyłam, że wierzę w Latającego Potwora Spaghetti i kiedy dorosnę dołączę do Śmierciożerców, żeby podbić galaktykę i zniszczyć Zakon Jedi." Shai oficjalnie zostaje moim ziomem. Pastafarianizm rządzi, ale też bym się nie poświęciła dla księdza, chodząc w durszlaku. To mi przypomina opowiadanie siostrze od religii o zagubionym pegazie. Lvl Misa.
No nie wiem co jeszcze napisać ;-; Kocham to opowiadanie. Świetna główna bohaterka, co zdarza się tak rzadko, że prawie wcale, doskonale odwzorowane z kanonu postacie, bez żadnego out of character, co się cholernie chwali i twój styl, który czyta się tak bardzo przyjemnie. W ogóle nie widać, że się nad tym męczyłaś, wszystko jest w cholerę naturalnie. Masz ode mnie pakiet miłości na wenę <3 I czekam na next.
Ktoś jest ze mnie dumny, to wręcz nieosiągalne! *-* Siedem stron, ale dobra, mniejsza, ważne, że jest tego dużo xD
UsuńJejku, poprawiać trzeba... a lenistwo przygniata ;-; Może mi się uda jak skończę Alico (tak, mam zamiar napisać do końca dzisiaj aż dwa ff!).
Buty na obcasie to zło! ;-; Ostatnio wybrałam się w balerinkach do szkoły, piekło! Kiedyś poszłam w koturnach na egzamin bez żadnych innych butów na zmianę... Wracałam boso, a później przychodziłam w trampkach z butami w torbie.
Nowojorskie metro jest cudowne, chcę tam pojechać tylko po to, żeby nim pojeździć xDDD Przypomniał mi się Spiderman w warszawskim metrze. A Jack ma swój słój <3 Jałój foreva. Ty masz u siebie Leviego?! Zazdrość tak bardzo, ja też chcę no! ;-; To taka wielka niesprawiedliwość, że u mnie nie ma takich ludzi.
Zrobimy typowego Jace'a, tag :3
Tyson w pudle po lodówce, Morze Potworów tak bardzo <3 Mówię ci, że cyklopi mają swoje osiedla i gangi na pewno też posiadają.
Czuję się taka dowartościowana, że moja Shai jest tak doceniana <3 No i sam fakt, że to jeden z moich przypałów...
Nie wiem co jeszcze mam Ci odpisywać... Dzięki, moje ego rośnie i tyje, przez ciebie będzie miała za wysoki cholesterol xD
Ej. To jest boskie. Jeśli wydasz książkę to Ci obiecuję, że jako pierwsza ją kupię i przeczytam :D Pozdrowienia i życzę weny :p + Zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuń