Pomieszczenie było jak na jej gust ogromne, kilkadziesiąt razy większe niż biblioteka szkolna. Oczywiście ona sama, jako urodzona socjopatka z zamiłowaniem do książek, które nie irytowały jej jak rówieśnicy, była wręcz zachwycona. Z takim zapleczem mogłaby resztę życia spędzić mając w głębokim poważaniu cały wszechświat! Oczywiście poza dostawcami pizzy. Oni otrzymywali od niej rozgrzeszenie, a może nawet i więcej... Tak, gdyby nie to, że jednak posiadała jakiś rozum czciłaby ich jako cudowne bóstwa dostarczające jej to wielkie dobro jakim jest duża pizza z szynką i pieczarkami.
Rozejrzała się po pomieszczeniu nadal ściskając w dłoniach resztki swojej czarnej kurtki. Zdążyła sprawdzić, że koperta od mamy nadal tam jest, cała i zdrowa o ile koperta mogła być zdrowa bądź chora. Biblioteka miała kolisty kształt, sufit zwężał się ku górze, a wzdłuż ścian ciągnęły się półki zastawione książkami. Shai miała wrażenie, że są ich tysiące i wszystkie ją wołały. Podłoga była z wypolerowanego drewna, a w niej... Tak, wzór z kamieni półszlachetnych, szkła i marmuru. Nie wiedziała co przedstawia. Na środku pomieszczenia stało masywne, dębowe biurko. Blat utrzymywał się na plecach rzeźbionych aniołów o złoconych skrzydłach. Za nim siedziała szczupła kobieta koło czterdziestki o czarnych włosach związanych ciasno z tyłu głowy.
Zaczynało do niej docierać, że powoli wchodzi w zupełnie nowy, inny świat. Czy to nie było to, czego zawsze chciała? Dostać dowód na to, że rzeczywistość nie jest jedynie szara i nudna, to było jej największe marzenie. A teraz stała w wejściu do pomieszczenia pełnego książek, które mogły jej opowiedzieć o tym świecie. Nie miała pojęcia jak powinna się zachować. Większość ludzi bałaby się. Ona się bała, zeszłej nocy, kiedy ścigały ją demony. Teraz była jedynie zaciekawiona i oszołomiona. Wiedziała tyle, że to miejsce nazywa się Instytutem, oczywiście wszystko dzięki niezwykłej uprzejmości Jace'a. Ale czemu jej matka ją tu przysłała? Czemu ścigało ją tyle demonów? Nie chciało jej się wierzyć, że jej matka wyjechała tak z dnia na dzień, mówiła, że dopiero za jakiś czas... Nie zostawiłaby jej, nie było takiej możliwości!
Zacisnęła mocno dłonie na kurtce. Przez jedną chwilę miała wrażenie, że nie może oddychać, jakby coś zacisnęło się wokół jej płuc. Wmawiała sobie, że mama nie zostawiłaby jej, a jednak była zupełnie sama w nieznanym miejscu, niedawno uciekała przed przerażającymi stworzeniami, chcącymi ją zabić, a Arianne zniknęła.
Nie stali długo w wejściu. Alec zaraz ruszył przez bibliotekę, a ona poszła za nim stawiając niepewne kroki. Najwyżej kilkanaście minut temu była w izbie chorych, a wydawało się, że upłynęły wieki odkąd wyszła z Alekiem. Całą drogę do biblioteki czas się ciągnął, ale teraz kiedy w końcu tu dotarli niebezpiecznie przyśpieszył. Czuła przez materiał kopertę, która wydawała się teraz parzyć jej palce, ale ona nie potrafiła się zmusić do zmienienia położenia dłoni. Ta przeklęta koperta była jedyną rzeczą, która teraz w jakiś sposób spajała jej życie w niestabilną całość. Była dowodem na to, że nie śni, że matka jednak o niej pomyślała. A potem stanęła obok Aleca przed biurkiem z wielką pustką w głowie.
Nie wiedziała co robić, jak się zachować, co mówić. Dawno nie miała takiego problemu. Najczęściej wiedziała co ze sobą zrobić, ale teraz wszystko wywracało się do góry nogami. Nie była nikim więcej niż szesnastoletnią, zagubioną i wystraszoną dziewczyną, której życie zaczynało się rozsypywać. Mogła jedynie stać i wpatrywać się w rozdarcie na skórzanej kurtce, które było pamiątką po pazurze... Nie wiedziała co to było.
Alec coś powiedział, ale ona nie słyszała. Odwrócił się i rzucając jej krótkie spojrzenie intensywnie niebieskimi oczami odszedł. Uniosła głowę i dopiero teraz dostrzegła podobieństwo między nim, a kobietą za biurkiem. Nie trzeba było jej mówić, że to jest jego matka. W Instytucie nie widziała nikogo poza Jacem, Alekiem i kotem, nie było innej możliwości.
- Nazywam się Maryse Ligthwood. - Odezwała się kobieta, który dla Shai wydawał się wiecznością, chociaż minęło zaledwie kilkadziesiąt sekund. - Kieruję Instytutem.
- Shailene Ravenscar. - Przedstawiła się dziewczyna mając nadzieję, że nie zabrzmi żałośnie jak zagubiona dziewczynka. Pani Lightwood kiwnęła głową i wskazała jej fotel niedaleko biurka.
- Miło cię poznać. Usiądź, wydaje mi się, że czeka nas długa rozmowa, a ty masz za sobą długą noc. - Powiedziała Maryse łagodnym, ale twardym tonem.
Shai posłusznie usiadła nadal nerwowo zaciskając dłonie na kurtce. Skarciła siebie za tak głupie zachowanie. Potrafiła stać przed wkurzoną dyrektorką i nawet nie mrugnąć okiem kiedy słuchała kazania na temat jej kolejnego jakże karygodnego występku. (Przecież przypadkowe uwolnienie żab w sali biologicznej powinno być zbrodnią, za którą odpowiada się przed sądem!) Powinna czuć się bezpieczna. Nadal słyszała w głowie głos Jace'a powtarzający się jak jakaś mantra. "Jesteś bezpieczna. Jesteś bezpieczna..." Skoro tak, czemu się denerwowała?
- Naprawdę nie wiem co się dzieje. - Westchnęła próbując skupić wzrok na jednym punkcie.
- Nie oczekujemy tego. Postaram się wyjaśnić ci wszystko, Shailene. Na razie opowiedz jak się tu znalazłaś. - Pani Lightwood przyglądała się jej nieodgadnionym wzrokiem, ciężko było powiedzieć co myśli.
- Mama kazała mi tu przyjść gdyby... Gdyby coś się stało kiedy jej nie będzie, adres był na kopercie. - Odpowiedziała Shai wyciągając z kieszeni kurtki białą, teraz trochę pogiętą i podniszczoną kopertę. Położyła ją na biurku. - Nie otwierałam jej, nie wiedziałam czy powinnam. Mama dała mi ją wczoraj rano. Mówiła, że za kilka dni będzie musiała wyjechać. Czasami tak robiła, chociaż to był pierwszy raz od kilku lat. Nigdy nie mówiła po co, ani dokładnie gdzie, wiedziałam, że do Aleksandrii, ale nic więcej. Wszystko przez cały dzień było normalnie. Po lekcjach zaczepił mnie jakiś facet. Powiedział, że mama musiała szybko wyjechać, a on przyszedł na jej prośbę, żeby mi to przekazać. Wtedy zobaczyłam, że nie ma nóg tylko łapy jaszczurki. Zaczęłam uciekać. Nie potrafię powiedzieć co później się działo. Zgubiłam torbę, pamiętam potwory, gdziekolwiek poszłam jakiś próbował mnie złapać. Potem jakoś trafiłam tu i to wszystko.
Kiedy skończyła mówić uświadomiła sobie, że patrzy na panią Lightwood szeroko otwartymi oczami. Oddychała płytko i nierówno. W jej głowie rozbrzmiewało wycie i warczenie potworów. I wtedy dotarło do niej, że mogła powiedzieć coś, czego nie powinna. Może nie powinna mówić gdzie jeździła jej matka? Nie powinna podawać tylu informacji. Przecież nawet nie wiedziała kim są ci ludzie.
- To imponujące. Bez żadnego szkolenia nie powinnaś przeżyć nawet godziny, jeżeli ścigały cię demony. Musisz być niezwykle utalentowana albo, w co można wątpić, masz niespotykane szczęście. - Stwierdziła po kilku minutach ciszy Maryse po czym spojrzała na kopertę. - Jeżeli pozwolisz, mogę zobaczyć zawartość?
- Raczej nie jest to do mnie. Gdybym miała to zobaczyć mama na pewno powiedziałaby mi to. - Shai wzruszyła ramionami. Naprawdę ta ciekawska część jej krzyczała, że nie wytrzyma, jeżeli się nie dowie co jest w środku. Próbowała ją uciszyć, ale szło jej jak robienie zadań z matmy - niby coś tam robiła, ale mało wiele z tego wychodziło.
Pani Lightwood otworzyła kopertę leżącym niedaleko nożem do otwierania listów. W środku była tylko złożona kilka razy kartka zapisana pochyłym, dobrze jej znanym pismem. Maryse wzięła ją do ręki i przejechała wzrokiem po literach napisanych przez matkę Shailene. Dziewczyna cały czas ją obserwowała, a kiedy kobieta szybko złożyła list i odłożyła na bok razem z kopertą zaciskając usta, poczuła się jakby w jej brzuchu zawiązano lodowaty supeł. Coś było wyraźnie nie tak.
- Pani Lightwood? - Odezwała się niepewnie.
- Muszę wezwać Cichych Braci. - Powiedziała Maryse. Shai nie potrafiła stwierdzić czy było to skierowane do niej. Kobieta wstała i skinięciem ręki nakazała jej iść za nią. - Pokażę ci pokój, na razie zostaniesz z nami. Isabelle może pożyczyć ci ubrania, przyślę ją żeby wszystko ci wyjaśniła.
Shai szła za nią całkowicie zdezorientowana. Co takiego było w tym liście? Czy jej matka naprawdę zrobiła coś strasznego? Czy to z nią było coś nie tak?
~~~
Chyba widać, że lepiej niż pierwszy rozdział co? Od razu zastrzegam, że nie będę dodawać tak często zawsze. Po prostu jakoś tak wyszło, wena jest kapryśna. Staram się częściej pisać w trzeciej osobie, ale dalej mam problem z wplataniem przemyśleń i odczuć bohaterów, jednak przyzwyczajenie do narracji pierwszoosobowej zostaje. Sama nie wiem od czego ten przypływ weny. Skończyłam Diabelskie Maszyny. Umarłam. Mentalnie nie żyję! Bogowie, jeżeli czytaliście to powiedzcie mi czy mieliście tak samo? I hej, jeszcze jakieś 15/14 dni do Miasta Niebiańskiego Ognia po angielsku! Czy tylko ja się boję? ;-;
Dobra, to jest jakaś nieskładna paplanina.
Jeżeli wyłapiecie jakieś błędy to piszcie, będę poprawiać w miarę możliwości. I pięknie proszę o komentarze.
Też niedawno skończyłam czytać DM i na ostatnich stronach się poryczałam.
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały i wciągający błędów nie widziałam, czekam na cd i życzę weny, dużo weny i NUTTELLI!
Ostatnich? To i tak lepiej... Ja ryczałam od 22 rozdziału ;-;
UsuńDzięki, chociaż mam wrażenie, że przesadzasz *ach ta skromna ja*
A Nutellą nie pogardzę :3
Hej, hej, hej!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - ja chcę wiedzieć, co jest w tej kopercie! Cierpliwość i ciekawość zaraz wybuchnę mi w głowie! Ugh, to takie irytujące! I jeszcze Cisi Bracia sobie przyjadą i pewnie będą grzebać Shai w głowie, nie mogę się doczekać :3 I chce się wreszcie wszystkiego, czego nie wiem, dowiedzieć! teraz, natychmiast, no dodaj już rozdział!
Scarlett
Hehehe, czuję się taka zła kiedy wymyślam takie podłości ^-^ Nic nie powiem, dowiecie się w swoim czasie :P A grzebanie w głowie jest fajne, ale mój umysł zniszczyłby Cichych Braci. Dodam jak skończę pisać, musi być dłuższy bo Misa i Diana mnie zjedzą <3
UsuńZiom, wybacz za spóźnienie. Ogólnie rzecz biorąc ogarniałam życie, dzisiaj fręd miała urodziny, byłam, ekhem, na poczcie i tak wyszło...
OdpowiedzUsuńAle już nadrabiam!
Co ty tak krótko zawsze! Czuję się nienasycona ilością tekstu xD CO W TEJ KOPERCIE. Po co od razu cisi bracia. Kiedy będzie Nico. Po co spierdoliła matka.
TYLE PYTAŃ FABULARNYCH ŻADNYCH ODPOWIEDZI.
Cóż, prawdopodobnie dlatego, że to dopiero drugi rozdział, a piszesz je bardzo krótko.
Osobiście absolutnie nie pogardziłabym taką biblioteką. To jest raj na ziemi.
Jestem beznadziejnym człowiekiem i piszę beznadziejne komentarze, wybacz mi bardzo, ale mam jeszcze inne rzeczy do nadrobienia.
Miłość mocno dla tego opowiadania <3
Powiedziałaś do tej co się nie spóźnia... Hehehe, poczta <3 Moja pazerność jest straszna. >.>
UsuńNo krótko wiem, to mój największy grzech, ale postaram się pisać dłuższe, przysięgam na Razjela i Styks (Przy kolejnym rozdziale umrę śmiercią tragiczną ;-;).Nie powiem co jest w kopercie. Porno z Malekiem! xDDDD Myślałam, że się domyślisz (w końcu i tak chyba ci spojlerowałam co z tym niebieskowłosym stworzeniem jest). A jej matka to też jest takie małe zajebanie z pojebaniem... Później się dowiecie.
Bibliofilia <3 Ja też nie pogardziłabym, tylko zazdrościć tym Nocnym Łowcą. Wait... W końcu dorabiam jako Nocny Łowca, Posejdon spłodził za dużo rodzeństwa i teraz nie może mnie tak rozpieszczać. ;-;
Nie jesteś beznadziejnym człowiekiem, jesteś zajebista no~ I nie pyskuj mi, jestem starsza xD
Opowiadanie chyba nie odwzajemni miłości bo nie ma jak, ale ja mogę je wyręczyć <3
Blog jak najbardziej fajny ;) Czekam na więcej. I nie rozpiszę się, jak moi poprzednicy, bo nie potrafię ;_; A tak bardzo bym chciała... Pozdrowienia i życzę weny!! :p
OdpowiedzUsuń